Miałam ostatnio głęboką refleksję (no dobra, może nie aż
taką głęboką, ale gdzieś tam mi jakaś myśl zaświtała) na temat mojego
wszechogarniającego hejterstwa (jest to naprawdę najbardziej trafne słowo, nie
widzę lepszego polskiego odpowiednika). Szczególną uwagę w swoich rozważaniach
poświęciłam wyśmiewaniu przeze mnie związków damsko-męskich.
Oto kilka przykładów dla których mogę uznać się za hejtera
roku:
1.
Wczoraj spędziłam prawie godzinę na wyśmiewaniu
pewnej pary na fb z racji tego, że oboje z nich pod każdym zdjęciem piszą sobie
komentarz o różnorakiej słodkiej treści zawsze zakończony słowami „kocham cię".
2.
Bawią mnie wszelkie fejsbukowe słodkie
komentarze, nie mówiąc już o zakładaniu wspólnego konta przez pary, czy
małżeństwa.
3.
Fejsikowe wyznawanie sobie miłości, ustawianie
statusików, wklejanie serduszek i wszystkie tekściki w stylu: z moim skarbem,
kocham go, jesteś całym moim światem…
4.
Misiu, Żabko, Koteczku, Dziubku itp., a fe!
5.
Bawią mnie też pary, które wszystko robią razem,
nigdzie bez siebie nie wychodzą i ogólnie to nie ma już dwóch osób, tylko
tworzy się jedno dziwne „coś”.
Generalnie jak przystało na prawdziwe dziecko fb, moje
szczególne hejterstwo objawia się właśnie na facebook’u, możecie to łatwo
zauważyć w wymienionych przeze mnie przykładach i na tym też chciałabym się
skupić, bo z tym ogólnym wyśmiewaniem związków muszę chyba skończyć. Już mówię
dlaczego!
Otóż stwierdziłam, że takowe wyśmiewanie czyniłoby ze mnie
hipokrytkę. Coś czuję, że gdybym mogła siebie poobserwować z perspektywy osoby
trzeciej, wyśmiałabym siebie na maksa! Się przytulam w metrze i innych
miejscach w których jest całe mnóstwo ludzi (dla podobnych do mnie, czyli przeraźliwie
złośliwych i czepialskich: nie, nie przytulam się sama do siebie i te wszystkie
inne, jest taki jeden Najlepszy z którym mogę robić te wszystkie okropne,
słodkie rzeczy, które robią pary…), nawet całuję publicznie! Nie mówiąc już o
tym, że „Kochanie” jest na porządku dziennym, „Kotek” też został oswojony i
nawet „Misia” w formie żartobliwej można spotkać. Bożesz Ty mój, co się ze mną
dzieje? Miłość, wiosna, kwiatki, serduszka i w ogóle różowo! Tak to właśnie
jest, człowieka dopadnie i jest się bezbronnym.
No cóż, niech już tym wszystkim słodziakom będzie, każdy ma
prawo być szczęśliwy i to szczęście okazywać jak tylko mu się wymarzy.
Ale wciąż nie do końca umiem sobie poradzić z tymi
fejsikowymi wyznaniami. Ja rozumiem wspólne zdjęcia, ja rozumiem jakieś miłe
słowo, czy buziaczek, a nawet serduszko! Ale to „kocham cię” pod każdym
zdjęciem, czy statusiki: „jesteś moim całym światem”? Czyż to nie wieje
nadmierną „pokazówą”? Dla mnie to jest taka chęć pochwalenia się tym jak to mi
jest dobrze, a Wy mi teraz wszyscy zazdrośćcie. Fajnie pokazać innym, że jest
się z kimś i się tę drugą osobę kocha, ale chyba nie trzeba do tego miliona
fotek i słodkich komentarzy? Osobiście odnoszę wrażenie, że te pary są w sobie
mniej zakochane niż próbują pokazać całemu światu. Nie mówiąc już o tym, że to, że
kogoś kocham i z nim jestem dotyczy tylko nas dwoje i nie trzeba w to wszystko
wciągać swoich 400 znajomych na fb…
Jednakże mimo to postanowiłam być bardziej tolerancyjna i na
tym polu. Każdy ma prawo swoje uczucia wyrażać jak mu się podoba, zawsze
przecież można zablokować subskrypcje postów jakiejś osoby, nie? (devil laugh)
I tym oto miłym akcentem chciałabym zakończyć mój wywód.
PS Miłości moi Kochani Wam życzę <3!
Zgadza się. ; )
OdpowiedzUsuń