Dzisiaj będzie nieco
melodramatycznie, ale niestety czasem bywa tak, że człowiek
potrzebuje odrobiny melodramatyzmu, żeby odreagować. Tak się chyba
stało w moim przypadku. (W nawiązaniu do mojego wcześniejszego
posta o pogodzie i narzekaniu, dziś cały post będzie mniej więcej
jednym wielkim narzekaniem. Tak wyszło, niestety.)
Jeszcze 10 lat temu życie było
takie proste, nie mówiąc już o cudownej wizji dorosłości jaką
się wtedy miało w głowie. Utopia totalna, wszystko będzie wolno!
Będzie książę na białym koniu, będzie można chodzić późno
spać i zajmować samymi przyjemnymi rzeczami. Nikt już wtedy do
niczego Cię nie zmusi! Do cholery, gdzie się to wszystko podziało?
Bo poza tym, że rzeczywiście mogę chodzić późno spać (przez co
w rezultacie jestem niewyspana i w sumie większego pożytku i tak z
tego nie ma) jakoś nie widzę, żeby było tak cudownie. Chyba dorosłość nam nie służy, dziecięce myślenie i działanie jest zdecydowanie bardziej prostolinijne i szczere...
W tej naszej wspaniałej dorosłości
chyba wszyscy kierują się myślą „co by tu zrobić, żeby choć
trochę skomplikować?” Sztandarowe przykłady to załatwianie
czegokolwiek na uczelni, poszukiwanie pracy i samo pracowanie, nie
wspominając już o wypadach do wszelkiego rodzaju urzędów. Jest
ciężko, ale jeśli chodzi o te sfery życia, uważam, że to nawet
mobilizuje, trzeba być wytrwałym, zdyscyplinowanym. Chcesz coś
osiągnąć, musisz walczyć. Ma to jakiś sens, jak już dostaniesz
to czego chcesz, masz satysfakcję. Nie rozumiem natomiast dlaczego
ludzie tak uwielbiają sobie komplikować życie prywatne.
Kiedyś wydawało mi się, że
niedomówienia, błędne interpretacje, brak komunikacji między
ludźmi to domena telenoweli, a tu proszę, jednak scenarzyści tych
produkcji czerpią inspirację z rzeczywistości. Na dodatek im
jestem starsza tym mi się wydaje, że jest gorzej. Przecież
mieliśmy dorastać, dojrzewać... A może to ja się obracam w złym
środowisku? Może tylko w wąskim gronie moich znajomych tak jest?
Niestety, chyba nie tylko nas „kopnął ten zaszczyt”. Słyszę
wiele podobnych historii o ludziach, których nie znam. Choć kto
wie, może jednak przyciągam takie osobliwości...
Najgorsze jest to, że my przecież
nie robimy tego specjalnie. Każdy chciałby czuć się szczęśliwy. Tylko dlaczego w takiej sytuacji
jesteśmy z kimś kogo tak naprawdę nie kochamy, dlaczego boimy się
zacząć od nowa, dlaczego kłócimy się o byle co i nie potrafimy
przeprosić, dlaczego nie potrafimy sami podjąć decyzji i iść za
głosem serca tylko pozwalamy sobą manipulować, pozwalamy się
zastraszyć, dlaczego boimy się co powiedzą inni i sami nie
potrafimy powiedzieć tego co chcemy, dlaczego tak strasznie chcemy
być szczęśliwy, a zarazem za cholerę nie potrafimy tego zrobić? Czy naprawdę jesteśmy takimi wielkimi tchórzami, a może po prostu potrzebujemy czasu, żeby znaleźć swoją drogę do szczęścia? Tylko ile można szukać? Chyba nie uda mi się znaleźć odpowiedzi na te pytania, jeszcze nie
teraz, ale obiecuję, będę ich szukać!
Chciałabym, żeby ten post był
swego rodzaju manifestem. Naprawdę sami sobie robimy takie rzeczy.
Nikt inny jak tylko my sami, doprowadzamy do takich sytuacji w życiu,
które często nas przerastają. I to my musimy coś z tym zrobić.
Masz coś do powiedzenia, powiedz to, a nie czaruj się! Zacznij działać! Nie bój się
co pomyślą inni, bo to Twoje życia, Twoje szczęście i nikt inny
się o nie nie zatroszczy jeśli sam tego nie zrobisz. Jeszcze pewnie
trochę czasu mi zajmie aż wdrożę w pełni te zasady w moje
życie, ale będę robić wszystko co w mojej mocy, żeby się udało. Przecież chcę
być szczęśliwa, jak każdy i najwyższy czas zacząć o to walczyć!
Oj Mario, Mario, jak bardzo identyfikuję się z tym, co napisałaś... patrząc w przeszłość widzę, ile okazji zmarnowałam, w ilu "kanałach" siedziałam (i siedzę) nie mogąc lub też nie chcąc się uwolnić. Ostatnio coraz częściej mówię sobie "gdybym mogła cofnąć czas"... nie mogę, a zamiast wyciągać wnioski na przyszłość powtarzam wciąż i wciąż stare błędy. Nie wiem czy to kwestia charakteru, czy po prostu ludzie już tacy są, ale podobnie jak Ty chciałabym to zmienić. Mam nadzieję, że mi się uda...
OdpowiedzUsuńDysmorfofobka :*
Temat chyba bliski każdemu bo każdy chociaż raz na własne, bardzo wyraźne życzenie znalazł się w sytuacji powiedzmy dyskomfortu. W moim odczuciu dzieje się tak bo zwyczajnie ludzie chcą być lubiani. Sama uchodzę za osobę 'trudną przy współpracy' tylko dlatego, że jeżeli uważam jakiś pomysł za zły to nie marnuje czasu na wymyślenie jak powiedzieć o tym w jakiś mega życzliwy sposób. Taki sytuacji na co dzień jest mnóstwo. A co do życia prywatnego to chyba zazwyczaj jest tak, że sami do końca nie wiemy czego chcemy, a przecież trzeba być silnym, pewnym siebie, zdecydowanym, nie dawać sobą manipulować, nie przepraszać, nie wybaczać i do tego podejmować szybkie, bezbłędne decyzje. Problem pojawia się w momencie kiedy decyzja zapada, a za kilka dni okazuje się, że jednak daleko jej do określenia jako dobrej. Chwilę z tym powalczymy dochodząc do wniosku, że to nie ma sensu i trzeba wszystko odkręcać, szukać powrotu albo przeciwnie bez zdania wyjaśnienia znikać z pola widzenia. Co więcej większość wie, że tak robi i wie jak bardzo jest to pozbawione sensu, a jednak nic się nie zmienia bo to by doprowadziło do 'trudnych sytuacji' chociaż to co sami na siebie ściągamy zazwyczaj jest jeszcze trudniejsze.
OdpowiedzUsuńnie sposób się nie zgodzić z tym co piszesz ;), bo chodzi właśnie o to, że plątamy sobie życie chcąc uniknąć jego trudów, próbujemy sobie ułatwić, a niestety najczęściej wychodzi całkiem na odwrót. nie uważam też, żeby dobrym rozwiązaniem było "bycie na siłę" pewnym siebie i zdecydowanym, musimy być po prostu sobą i nie możemy bać się wyrażać własnej opinii. dlatego też, wbrew ogólnym społecznym tendencjom, bardzo cenię sobie osoby, które potrafią wyrazić swoją opinię, mimo że jest odmienna od reszty. nie mówiąc już o tym, że te opinie bardzo często są o wiele cenniejsze niż opinie "wszystkich".
Usuńwszystkie opisane przeze mnie sytuacje są bardzo powszechne, ale właśnie niestety rzadko uświadamiane, dlatego warto czasem powiedzieć o nich głośno ;).
pozdrawiam,
Mario
Tak to niestety jest, że staramy się ułożyć swoje życie jak najlepiej - co jest przecież zupełnie naturalne. Mnie nie martwią trudności, które mnie otaczają, bo to tak naprawdę nie kłopot. Prawdziwym problemem są trudności "wewnętrzne", kiedy brak Ci chęci, ambicji, a czasami po prostu siły, że by coś zmienić.
UsuńPozrawiam :)