Dzisiaj chciałabym poruszyć temat
nadużywania pewnych słów.
Jakoś tak się nieładnie przyjęło
ciągle coś komuś obiecywać, bezwiednie, bez zastanowienia. „Obiecuję, będę na
pewno”, „obiecuję, przyjadę”. Przestałam
wierzyć w „obiecuję”. Od jakiegoś czasu to słowo zaczyna być dla mnie synonimem
„chcę cię spławić”.
Najgorsze jest to, że ludzie
zobowiązują się do czegoś w ogóle nie patrząc na konsekwencje i niestety
zazwyczaj nie dotrzymują słowa. Dla mnie jak komuś coś obiecujesz to znaczy, że
na 100% to zrobisz albo chociaż zrobisz wszystko co w twojej mocy. Najwyraźniej
tylko ja jestem takim dinozaurem, chociaż chyba nie jest ze mną aż tak źle, bo
Słownik Języka Polskiego myśli podobnie jak ja, możecie sprawdzić.
W życiu zdarzają się naprawdę
różne sytuacje i czasem nie da się dotrzymać danego słowa, ale nie zmienia to
dla mnie faktu, że obietnicami nie powinno się szastać, w końcu one do czegoś
zobowiązują… Przynajmniej powinny.
Przepraszanie… Również coraz
częściej bezwiednie wypowiadane byle tylko mieć spokój. Po co przepraszam skoro
nie czuję się winny? Po co przepraszam jeśli nawet nie wiem za co? Dla świętego
spokoju, byle się ten ktoś odczepił? Mówię temu stanowcze nie! Przepraszam
tylko wtedy kiedy czuję się winna i sama chcę to zrobić. Przeprosiny dla świętego spokoju są
dla mnie nic nie warte…
Muszę też wszystkich przepraszających na siłę ostrzec, że naprawdę łatwo idzie to wyczuć. Szczere przeprosiny są całkiem inne, udawane i wymuszone zawsze takie będą, i zawsze będą budzić opór.
Dlatego też ja nie lubię obiecywać, ani przepraszać, nie lubię robić tego na siłę. Jak już się do czegoś zobowiążę, czuję się zobligowana, żeby to zrobić, sama siebie obarczam presją, że przecież obiecałam. Podobnie sprawa ma się z przepraszaniem, od jakiegoś czasu staram się nie szastać tym słowem, przepraszam gdy naprawdę zawinię i mam taką potrzebę. Zaczynam więc od siebie walkę z nadużywaniem obiecywania i przepraszania, mam nadzieję, że mi się uda.
Też mam momenty, kiedy te wyrazy wydają mi się bardzo wyświechtane...
OdpowiedzUsuńCo jest lepsze... Jak ktoś za często lub w ogóle nie przeprasza? Niestety doświadczam od długiego czasu to drugie. Myślę, że szczere przeprosiny się wiążą z pewnym uczuciem słabości i samokrytyką, do której większość nie jest przyzwyczajona albo nie czuje takiej potrzeby. Chciałbym, żeby ludzie bardziej podchodzili do siebie z dystansem i zdrowym obiektywizmem.
OdpowiedzUsuńMoja dobra przyjaciółka często wprowadzała pewien nieład w moje życie i często jej się zdażało wpaść w śmieszne, czasami poważne tarapaty. Krzyczałem na nią jak to dobry przyjaciel. Odpowiadała błyskawicznie "Przepraszam!"(z 10 razy na sekundę), co mnie wprowadzało w jeszcze większą agresję, bo dokładnie wiedziałem, że ona wcale nie wie o co chodzi i nawet się nie starała, żeby mnie zrozumieć.
Konkluzja: Jeśli na prawdę wiemy, dlaczego przepraszamy, to może już nie naprawimy nasze szkody, ale przynajmniej inni będą wiedzieć, że nie jesteśmy zimnymi sukami.
Podpisuję się pod tym co napisałeś obiema rękami! dokładnie o to mi chodziło, tylko szczere przeprosiny mogą naprawdę coś naprawić, szkód wyrządzonych może nie, ale mogą naprawić relacje między ludźmi i jak trafnie napisałeś pokazać, że "nie jesteśmy zimnymi sukami". osobiście uważam, że jeśli ktoś przeprasza na siłę to lepiej, żeby w ogóle tego nie robił, więc czasami chyba lepiej przepraszać rzadziej niż częściej ;).
Usuńzrozumiałem :)
OdpowiedzUsuńcieszę się Mateuszu, że dzięki moim refleksjom można coś zrozumieć ;).
Usuń