Nie mam czasu, nie mogę zasnąć, nie mam czasu, nie zasypiaj... cii...
I zasnęłam. Znowu.
Wredny czas, nie obchodzi się z nami łaskawie, jakoś ciągle go mało, na dodatek w sposób nieprawdopodobnie niesprawiedliwy zawsze przeraźliwie się dłuży gdy zależy nam by szybko mijał, a "zapiernicza jak szatan" gdy jest nam błogo i chcielibyśmy, by choć na chwilę się zatrzymał.
Chwilo trwaj, trwaj proszę choć jeszcze przez moment, nie uciekaj tak szybko, tak mi dobrze... I pstryk, właśnie się skończyło, czas minął Proszę Państwa, następny raz nie wiadomo kiedy.
Staram się nie mówić "nie mam czasu", serioserio, ale cóż z tego, że się staram jeśli za nic mi to nie wychodzi, taka jestem ostatnio polska i narzekająca. Taka jestem bez czasu, a raczej bardzo z czasem, bo ciągle muszę na niego uważać, żeby ze wszystkim się wyrobić.
Zajęcia na jednym kierunku; autobus; zajęcia na drugim kierunku; może by tak coś zjeść? eee... potem; metro; praca; no dobra, jednak coś zjem; autobus; praca domowa; metro; zajęcia na jednym kierunku; praca... To już piątek? Niemożliwe!
Tak w telegraficznym skrócie można opisać jak ostatnimi czasy funkcjonuję.
Myślicie, że są jakieś grupy samopomocowe dla permanentnie zajętych? Pewnie nie, przecież oni nie mają na to czasu...
-Poproszę odrobinę czasu, który mogłabym "zmarnować".
Tylko godzina? Raz w tygodniu?
No dobrze, 2 godziny to już coś, dziękuję.
Na pewno dobrze "zmarnuję" ten czas.
Tik tak, tik tak.