sobota, 5 maja 2012

numer telefonu i ulotka po niemiecku? nie, podziękuję.

   Podziwiam odwagę niektórych ludzi, chociaż w sumie to nie jest odwaga, raczej brak krytycznego spojrzenia na siebie i zastanowienia.

   Przytoczone przeze mnie za chwilę dwie sytuacje nie są pierwszymi tego rodzaju, które mnie w życiu spotkały. Dlatego postanowiłam o tym napisać, bo to swego rodzaju fenomen. Panowie zagadujący na ulicy, w autobusie, a nawet okazało się w...  kinie. Co gorsza Panowie zagadujący kompletnie nie na temat albo "uderzający" jednak nie do swojej ligi. 
   Sytuacja nr 1. Wychodzimy z przyjaciółką ze sklepu i podbija do nas jakiś pan, dobrze po 30ce, z okropnymi, zniszczonymi i nieumytymi zębami, w brudnym ubraniu i zaczyna rozmowę, całkiem poetycko: "spotkałem anioła"! (od dziś jestem aniołem, w sumie powinno mi być miło...) I co chyba najśmieszniejsze w tej sytuacji, pan proponuje, że da mi swój nr telefonu gdybym przypadkiem chciała się z nim spotkać. W sumie skłamałam nieco na początku pisząc, że takie sytuacje zdarzały mi się wcześniej, bo to jednak coś nowego. Zazwyczaj tacy panowie chcą dostać nr telefonu, a nie dawać nr telefonu. (Z całą pewnością będę do niego wydzwaniać dniami i nocami.) Zbyłyśmy pana i udałyśmy się na przystanek jakieś 100metrów dalej, jednak pan nie dawał za wygraną, podchodzi do nas jeszcze raz i tym razem próbuje zagaić do M.: "przecież ja spotkałem dwa anioły, jak mogłem to przegapić. może Ty chcesz mój nr telefonu?" Trzeba przyznać, że wytrwale dąży do celu, w końcu może mu się kiedyś uda... Naprawdę zastanawia mnie czy tacy ludzie nie mają lustra, ani żadnego krytycyzmu w sobie? Że też żaden przystojny brunet nie ma tyle odwagi co tacy panowie. Szkoda...

   Sytuacja nr 2. Siedzimy z M. w kinie, jeszcze nie w sali, bo miałyśmy 15 min do seansu. Obok nas siedzi całkiem miło wyglądający straszy pan. Nagle bez słowa podsuwa nam ulotkę, a raczej mini przewodnik turystyczny po Warszawie, po niemiecku (normalnie po oczach mi widać, że zdawałam niemiecki na maturze dawno temu). Podziękowałyśmy grzecznie i zajęłyśmy się dyskusją. Nie minęła nawet minuta, a pan znów wyciąga do nas dłoń, tym razem z repertuarem domu kultury Śródmieście, po polsku. I ku naszemu zdziwieniu zaczyna mówić m.in. że on to się zna na sztuce i, że on zna cały ten repertuar, bo on nie jest ochroniarzem, czy kimś, tak jak taki jeden co mu kiedyś mówił, że kultura to nikomu nie jest potrzebna itd. Ten pan był natrętny i w sumie nie do końca wiedziałyśmy jak zareagować na tę nieadekwatną do sytuacji opowieść, ale było mi go poniekąd szkoda. Siedział sam w kinie, zapewne jedynymi osobami z którymi mógł sobie pogadać byłyśmy my lub inni ludzie oczekujący na seans. Dlatego też grzecznie potakiwałyśmy i kilkakrotnie podziękowałyśmy za ulotki. Ale jednak, takie sytuacje nie należą do najprzyjemniejszych. Gdyby ten Pan zapytał choćby na co idziemy do kina, albo powiedział dlaczego dał nam na początku bez słowa ulotkę po niemiecku, może byłoby inaczej. W sumie to czasem lubię pogadać sobie z obcymi ludźmi o ile są mili i mówią do rzeczy. A ten pan niestety nie mówił...

   Jak już pisałam na początku podziwiam takich ludzi za odwagę, że też się nie boją, że ktoś ich wyśmieje, obrazi. A z drugiej strony sama się ich trochę boję, Ci byli całkowicie nieszkodliwi, ale ilu jest świrów na świecie, którzy do Ciebie podbiją, a jak nie chcesz z nimi rozmawiać to zrobią Ci krzywdę... 

   W każdym razie ten dzień z całą pewnością możemy uznać za dzień "dziwnych panów", gdyż poza tymi dwoma miałyśmy jeszcze przyjemność tego dnia jechać w autobusie z panem, który śpiewał na cały głos nikomu nieznane piosenki. W sumie to całkiem wesoło!

6 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kojarzę takie sytuacje. A bardziej drugą ;)! Bo w danym momencie sam(a) jesteś zirytowany i chciał(a)byś najchętniej ucieć, ale właściwie dlaczego? Bo nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że ktoś może być bardziej otwarty, ekstrowertywny niż my? Albo uważamy go za potencjalnego Breivik'a? Nie wiem czy to słuszne, ale są to na pewno objawy pewnego stylu życia mieszczucha, który minimalizuje kontakty interpersonalne w dzikim i niebezpiecznym świecie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to fakt. jak ktoś obcy chce zagadać na ulicy to jest dziwny i nachalny, bo nasze kontakty nawet ze znajomymi są czasem znikome. tyle, że ciężko z tym walczyć kiedy rzeczywiście nigdy nie wiadomo co się "czai za rogiem".
      ja w każdym razie na pewno wyszłam na plus: ulotka leży w mojej torebce i może jeszcze kiedyś z niej skorzystam, i przede wszystkim obie sytuacje stały się inspiracją do napisania posta ;).

      Usuń
  3. Ja osobiście nie mam nic przeciwko rozmowom z nieznajomymi na ulicy, pod warunkiem, że da się z nimi porozmawiać na konkretny lub przynajmniej interesujący temat. Mnie zaczepiły jakiś czas temu dwie panie i zaczęły mnie okładać ulotkami, chciały wcisnąć książkę o wielkim powrocie Chrystusa itd. ciężko się było od nich uwolnić. To jest ten problem, jeśli ktoś Cię atakuje, to nawet jakbyś chciała z nim o tym porozmawiać, to i tak jego zachowanie Cię odpycha i starasz się uciec z krępującej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  4. Yay, nasze spotkania z "dziwnymi-warszawskimi-typami".
    obawiam się, ze to dopiero preludium do tego, kogo jeszcze spotkamy...
    luckily, "pan anioł" wziął chyba urlop i pofrunął gdzie indziej rozdawać swój numer telefonu.
    ewentualnie siedzi w domu i czeka, aż ktoś wreszcie zadzwoni ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kto go tam wie, może jest zajęty robieniem kariery aktorskiej o której wyraźnie nam wspominał... jakkolwiek nie jest, Ty przynajmniej nie musisz się obawiać nagabywań na przystanku ;).
      podobnie jak Ty coś czuję, że to nie pierwszy i nie ostatni raz, ale nie mam zamiaru się smucić z tego powodu, bo tacy ludzie są niewyczerpującym się źródłem inspiracji ;).

      Usuń