sobota, 26 maja 2012

Prawo jazdy kategorii B


Nie sposób o tym nie napisać choćby ze względu na emocje, które kurs prawa jazdy, egzaminy i wszystko inne z tym związane wywołały. Z całym przekonaniem mogę powiedzieć, że gdybym była jeszcze odrobinę bardziej niezrównoważona psychicznie niż jestem w tej chwili, podpaliłabym WORD. W sumie teraz też mnie to korci, ale jeszcze pozostały mi resztki  zahamowań. Choć gdyby ktoś po niezdanym egzaminie dał mi jakiś pistolet albo podpałkę, kto wie co by się działo…

Moja droga do prawa jazdy była długa, kręta i wypełniona negatywnymi emocjami. Przygodę z kursem zaczęłam we wrześniu zeszłego roku z dziesięcioma tysiącami innych ludzi, którym się wtedy nagle też uwidziało robić prawko. (bo się niby przepisy zmienią… tak się zmieniły, że naprawdę. Czy w Polsce kiedykolwiek coś się dzieje na czas?) Z racji ogromnego oblężenia umówienie się na jazdy graniczyło z cudem, trzeba było zaklepywać sobie godziny na miesiąc w przód i czekać, czekać, czekać. Ostatecznie jednak udało się, po prawie pół roku dumna z siebie mogłam zawitać do wrocławskiego WORDu. Niestety nie czekała tam na mnie miła niespodzianka… Najbliższy termin egzaminu za 1,5 miesiąca. Moja pierwsza myśl: do tej pory to ja wszystko zapomnę! Może i nie zapomniałam, ale niestety za bardzo się chyba nakręciłam na to, że jednak tak jest. Poza tym cała ta aura panująca w tej instytucji jest wyjątkowo przytłaczająca. Niemili egzaminatorzy z naburmuszonymi minami, niemiłe panie w okienku odburkujące coś byle się już odczepić i na dodatek wstrętna pani przy kasie, która nakrzyczała na mnie, że nie doliczyłam opłaty za przelew w kwocie 2,50zł, bo przecież poczta nie będzie tego robić za darmo… I weź się tu człowieku nie stresuj!  Mimo wszechobecnych rad innych, żeby się nie przejmować ( które swoją drogą chyba jeszcze bardziej to wszystko nakręcały), ja standardowo zrobiłam na odwrót, a raczej moja noga, która postanowiła jak szalona trzęść się na sprzęgle i uniemożliwić mi wyjazd z łuku, dwukrotnie.

Kiedy już udało mi się wygrać walkę z trzęsącą nogą (zawdzięczam to czterem szklankom melisy), nie udało mi się wygrać ze wstrętnym egzaminatorem, który co rusz krzyczał na mnie, że to za wolno jadę, to za gwałtownie hamuję, a w ogóle to miał tendencję do informowania mnie o kierunku manewru niecałe 5 metrów przed skrzyżowaniem… Niestety najwyraźniej zabrakło piątej szklanki melisy, żeby się tym okropnym panem nie przejmować i znów zrobiłam głupi błąd- tym razem chciałam być chojrakiem i wymusiłam pierwszeństwo. Była to ewidentnie moja wina, ale pana krzyczącego i tak będę hejtować, bo był okropny, niemiły, nieprzyjemny i ogólnie chyba żona go nie kocha albo on jej, w każdym razie nieszczęśliwy jest jakiś.

Moje zszargane nerwy stanowczo oponowały przed następnym egzaminem i tak już sobie przecież życie skróciłam o dobre 10 lat przez ten stres. Niestety moje skąpstwo musiało się odezwać: „Skoro wydałaś już tyle pieniędzy, to chcesz je teraz tak po prostu zmarnować?” I tak postanowiłam zmarnować kolejne pieniądze na jazdy doszkalające i egzamin. Opłacało się! Tym razem trafiłam można by rzec idealnie, pan nie krzyczał, kazał mi się przed rozpoczęciem egzaminu patrzeć w trawę (bo zielony ponoć uspokaja), a potem bardzo wyraźnie komunikował jaki manewr mam wykonać. Miód na moje serce!

Dzięki moim wspaniałym umiejętnościom (ha ha ha- sama się muszę chyba wyśmiać, bo nie wiem gdzie te umiejętności niby mam), sprzyjającym warunkom i miłemu panu egzaminującemu, mogę powiedzieć, że jestem kierowcą. Na razie jeszcze oczekującym na wydanie prawa jazdy i bardzo niepewnym, ale szczęśliwym!

Nie ma się czym chwalić, ale w końcu czy to ważne za którym razem się zdało? Ważne, że ostatecznie cel został osiągnięty, a ja posiadam duży dystans do swoich umiejętności i nie mam zamiaru cwaniakować, bo wiem, że muszę się jeszcze bardzo, bardzo dużo nauczyć. Miejmy nadzieję, że wkrótce. A wszystkim przyszłym zdającym życzę powodzenia i wytrwałości, naprawdę opłaca się nie dać za wygraną, zdany egzamin to, przynajmniej dla mnie, była radość w czystej postaci.

8 komentarzy:

  1. Oho, ktoś tu jest wysoko reaktywny :P A jak tam twoja skala neurotyzmu? ;)

    H.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wynik na skali neurotyzmu przeciętny, choć bliżej tej górnej granicy niestety ;). a jeśli chodzi o wysoką reaktywność nie da się zaprzeczyć, choć pasują do mnie również niektóre cechy osób nisko reaktywnych, więc na pewno jestem ciekawym przypadkiem psychologicznym ;D.
      Pozdrawiam,
      Mario

      Usuń
  2. Gratuluję :) Witamy na polskich drogach :P

    OdpowiedzUsuń
  3. To gratulacje:)
    Ja jeszcze nie zrobiłam prawka chciałam najpierw studia odbębnić, na prawko będzie czas :)
    Chciałabym umieć i móc jeździć bez problemów, ale ta cała procedura stresuje mnie jeszcze przed zapisaniem się na kurs, więc jeszcze muszę to odwlec:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Benciaa nie odwlekaj tego nie ma sensu kurs prawa jazdy to fajny czas a zwłaszcza gdy trafisz na fajnego instruktora z którym bedziesz sie mogła dogadać ja juz jestem po kursie i po zdanym egzaminie ale zawsze bardzo miło wspominam ten czas:)

      Usuń
  4. Ja też gratuluję!:)
    A pracownicy w takich miejscach są zwykle sfrustrowani. Prawie jak w przychodni :D.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny ten obrazek z najdroższym zakrętem :D bardzo trafne, chociaż dla niektórych łuk to najłatwiejsza rzecz, to jednak sama pamiętam, że po wyjeździe z placu już dało się odczuć niewyobrażalną ulgę. Ogólnie miło wspominam cały kurs na prawo jazdy kat. B. Rzeszów z perspektywy kursanta wygląda zupełnie inaczej, jednak odpowiednia ilość wyjeżdżonych godzin z pozwala poznać wszelkie drogowe niuanse.

    OdpowiedzUsuń